"(...) Na początku poniosły mnie emocje, jednak na dziesiątym kilometrze biegłam już zgodnie z założeniami. Przez rynek biegło mi się dziwnie, miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, włącznie z wycieczką niemieckich turystów. Na półmetku byłam w 2:39 i tylko słyszałam w głowie "wolniej" Bazyla. Zrobiło się koszmarnie gorąco, potem się dowiedziałam, że było 36 stopni, i jeszcze te dwa wiadukty na gądowiance. Chciałam zejść na bok, położyć się i umrzeć.
Uratowała mnie dziewczyna - śliczna brunetka, opalona, w białych spodniach i różowym topie. Siedziała przy trasie na wózku inwalidzkim i krzyczała: "Biegnijcie, bo ja nie mogę!". Przez pięć kilometrów płakałam i biegłam. Dotarłam do mety w 5:53, tuż przed limitem czasu.
Na mecie był Bazyl, rozbeczałam się z wrażenia i ulgi, że nie muszę biec. Postanowiłam, że nigdy więcej maratonu. Po półgodzinie stwierdziłam, że może jednak nie."
Wczorajsze Wysokie Obcasy, artykuł "Przebiec 42 km! To niemożliwe", fragment wypowiedzi Marty
Kanapki z warzywami i wędliną / serkiem chrzanowym, jajko.
Sausage and vegetables / horseradish cream cheese sandwiches, an egg.
A zamiast na maila, od dziś proszę pytać raczej tu:
ask