czwartek, 7 maja 2015

1077.-1084. Śniadania w Liverpoolu.

Ostatnie kilka dni spędziłam razem z S. w miejscu z mojej bucket list, którym jest, jak na prawdziwą fankę The Beatles przystało, Liverpool.
Było zimno, wietrznie i czasem deszczowo. Pięknie, inaczej... Było dużo spacerów i oczywiście dużo jedzenia ;)


Jako, że była to moja 'pielgrzymka' śladem wielkiej czwórki, to zaliczyliśmy wszystkie beatlesowe must see i oczywiście sklep, w którym przytłoczyła mnie ilość różności, które można kupić ;)






Natomiast jeśli chodzi o śniadanka...

...zaczęłam wielce wyczekiwanym przeze mnie tradycyjnym angielskim śniadaniem, które ostatecznie niezbyt mi smakowało ;) Kiełbaski są okropne, black pudding to coś jak nasza kaszanka, tylko bardziej suche, hash brown to takie placki ziemniaczane, reszta może zjadliwa, ale całość nie wypada zbyt dobrze. Do tego earl grey z mlekiem.

Cafe Tabac: tradycyjne angielskie śniadanie.


Drugiego dnia wybrałam pancakes z syropem klonowym i tu też nie miałam za wiele szczęścia...

Wetherspoon: pancakes z syropem klonowym.

Ale później było już tylko lepiej! :)


Hanover Street Social: pancakes z jagodami, śmietanką i syropem.

S. dodatkowo skusił się na równie pysznego croissanta.


Następne śniadanie było bardziej egzotyczne, w libańskiej knajpce, w której dzień wcześniej zjedliśmy obiad. Jedzenie tam było przepyszne, rozgrzewające, bardzo aromatyczne, do tego klimat niepowtarzalny.

Bakchich: falafele, hummus, jajka z zaatarem, foul, jogurt z granatem i chlebek.


I herbata z kardamonem i zapomniałam czym jeszcze ;)

A ostatnie miejsce było prawidziwym gofrowo-pankejkowym królestwem, oboje z S. wybraliśmy duet banan+nutella, on na gofrze, ja na american pancakes i dawno się tak nie zasłodziłam!

Pancakes z nutellą i bananem.


Jedliśmy też oczywiście obiady...

American Pizza Slice


Raz skusiliśmy się na muffinki...


No i oczywiście piliśmy angielskie piwa!




W dzień wyjazdu zjedliśmy tosty na wrocławskim lotnisku:

Gate bar: tosty.

W poranek po powrocie wybraliśmy się do Central Cafe:

Central Cafe: jajka w koszulkach, frankfurterki, roszponka i bułeczka.

A dziś już śniadanie w domu.

Owsianka z rodzynkami i gruszką w syropie waniliowym.

Uff, koniec! :)

9 komentarzy:

  1. No to widzę podróż udana! :) Najbardziej kusi mnie ta muffinka i libańskie jedzenie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać, że udana wyprawa i jakie apetyczne zdjęcia. Pizza mrrrr pycha! Gdziekolwiek jestem zawsze mam na nią ochotę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. widać, że świetnie spędziliście czas. Życzę Ci kolejnych takich wyjazdów.
    Coś czuję, że to tradycyjne angielskie śniadanie także nie przypadłoby mi go gustu ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mieliście przepyszny wyjazd, szczególnie ten muffin i gofry z pankejkami się do mnie miło uśmiechają, ale najchętniej skusiłabym się na danie z hinduskiej knajpy - falafele i hummus musiały być genialne! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój kochany Liverpool <3 Marzy mi się pojechać na mecz na Anfield Road :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że przez ten wyjazd najadłaś się pancake'ów! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. świetnie spędziliście ten czas :) haha, mnie angielskie śniadania nigdy nie kusiły zbytnio, ale spróbować zawsze warto ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazdroszczę wyjazdu, cudownie spędzony czas! A babeczka i pancakes skradły moje serce :o

    OdpowiedzUsuń
  9. taka mala poprawka :D Brewdog jest szkocki, nie angielski :P

    OdpowiedzUsuń