Było zimno, wietrznie i czasem deszczowo. Pięknie, inaczej... Było dużo spacerów i oczywiście dużo jedzenia ;)
Jako, że była to moja 'pielgrzymka' śladem wielkiej czwórki, to zaliczyliśmy wszystkie beatlesowe must see i oczywiście sklep, w którym przytłoczyła mnie ilość różności, które można kupić ;)
...zaczęłam wielce wyczekiwanym przeze mnie tradycyjnym angielskim śniadaniem, które ostatecznie niezbyt mi smakowało ;) Kiełbaski są okropne, black pudding to coś jak nasza kaszanka, tylko bardziej suche, hash brown to takie placki ziemniaczane, reszta może zjadliwa, ale całość nie wypada zbyt dobrze. Do tego earl grey z mlekiem.
Cafe Tabac: tradycyjne angielskie śniadanie.
Drugiego dnia wybrałam pancakes z syropem klonowym i tu też nie miałam za wiele szczęścia...
Wetherspoon: pancakes z syropem klonowym.
Ale później było już tylko lepiej! :)
Hanover Street Social: pancakes z jagodami, śmietanką i syropem.
S. dodatkowo skusił się na równie pysznego croissanta.
Następne śniadanie było bardziej egzotyczne, w libańskiej knajpce, w której dzień wcześniej zjedliśmy obiad. Jedzenie tam było przepyszne, rozgrzewające, bardzo aromatyczne, do tego klimat niepowtarzalny.
Bakchich: falafele, hummus, jajka z zaatarem, foul, jogurt z granatem i chlebek.
I herbata z kardamonem i zapomniałam czym jeszcze ;)
A ostatnie miejsce było prawidziwym gofrowo-pankejkowym królestwem, oboje z S. wybraliśmy duet banan+nutella, on na gofrze, ja na american pancakes i dawno się tak nie zasłodziłam!
Pancakes z nutellą i bananem.
Jedliśmy też oczywiście obiady...
American Pizza Slice
Raz skusiliśmy się na muffinki...
No i oczywiście piliśmy angielskie piwa!
W dzień wyjazdu zjedliśmy tosty na wrocławskim lotnisku:
Gate bar: tosty.
W poranek po powrocie wybraliśmy się do Central Cafe:
Central Cafe: jajka w koszulkach, frankfurterki, roszponka i bułeczka.
A dziś już śniadanie w domu.
Owsianka z rodzynkami i gruszką w syropie waniliowym.
Uff, koniec! :)
No to widzę podróż udana! :) Najbardziej kusi mnie ta muffinka i libańskie jedzenie :D
OdpowiedzUsuńWidać, że udana wyprawa i jakie apetyczne zdjęcia. Pizza mrrrr pycha! Gdziekolwiek jestem zawsze mam na nią ochotę:)
OdpowiedzUsuńwidać, że świetnie spędziliście czas. Życzę Ci kolejnych takich wyjazdów.
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że to tradycyjne angielskie śniadanie także nie przypadłoby mi go gustu ;P
Ale mieliście przepyszny wyjazd, szczególnie ten muffin i gofry z pankejkami się do mnie miło uśmiechają, ale najchętniej skusiłabym się na danie z hinduskiej knajpy - falafele i hummus musiały być genialne! :)
OdpowiedzUsuńMój kochany Liverpool <3 Marzy mi się pojechać na mecz na Anfield Road :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że przez ten wyjazd najadłaś się pancake'ów! :D
OdpowiedzUsuńświetnie spędziliście ten czas :) haha, mnie angielskie śniadania nigdy nie kusiły zbytnio, ale spróbować zawsze warto ;D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyjazdu, cudownie spędzony czas! A babeczka i pancakes skradły moje serce :o
OdpowiedzUsuńtaka mala poprawka :D Brewdog jest szkocki, nie angielski :P
OdpowiedzUsuń