piątek, 29 maja 2015

1103.-1106.

Jak widać po śniadaniach, więcej mnie w tym tygodniu nie było w domu niż byłam, a dziś wyruszam na weekend do Krakowa :)

Gofry pełnoziarniste z mascarpone i konfiturą z truskawek.

Cookie Crisp i musli z czekoladą z mlekiem.

Owsianka z masłem orzechowym.

Płatki i banan z mlekiem.

sobota, 23 maja 2015

1097.-1100.

Owsianka z musli i syropem malinowym.

Owsianka z kokosowym crunchy i masłem orzechowym.

Tosty francuskie z syropem klonowym, kakao.

Kanapki z awokado, pomidorem i jajkami.

wtorek, 19 maja 2015

poniedziałek, 18 maja 2015

niedziela, 17 maja 2015

wtorek, 12 maja 2015

poniedziałek, 11 maja 2015

czwartek, 7 maja 2015

1077.-1084. Śniadania w Liverpoolu.

Ostatnie kilka dni spędziłam razem z S. w miejscu z mojej bucket list, którym jest, jak na prawdziwą fankę The Beatles przystało, Liverpool.
Było zimno, wietrznie i czasem deszczowo. Pięknie, inaczej... Było dużo spacerów i oczywiście dużo jedzenia ;)


Jako, że była to moja 'pielgrzymka' śladem wielkiej czwórki, to zaliczyliśmy wszystkie beatlesowe must see i oczywiście sklep, w którym przytłoczyła mnie ilość różności, które można kupić ;)






Natomiast jeśli chodzi o śniadanka...

...zaczęłam wielce wyczekiwanym przeze mnie tradycyjnym angielskim śniadaniem, które ostatecznie niezbyt mi smakowało ;) Kiełbaski są okropne, black pudding to coś jak nasza kaszanka, tylko bardziej suche, hash brown to takie placki ziemniaczane, reszta może zjadliwa, ale całość nie wypada zbyt dobrze. Do tego earl grey z mlekiem.

Cafe Tabac: tradycyjne angielskie śniadanie.


Drugiego dnia wybrałam pancakes z syropem klonowym i tu też nie miałam za wiele szczęścia...

Wetherspoon: pancakes z syropem klonowym.

Ale później było już tylko lepiej! :)


Hanover Street Social: pancakes z jagodami, śmietanką i syropem.

S. dodatkowo skusił się na równie pysznego croissanta.


Następne śniadanie było bardziej egzotyczne, w libańskiej knajpce, w której dzień wcześniej zjedliśmy obiad. Jedzenie tam było przepyszne, rozgrzewające, bardzo aromatyczne, do tego klimat niepowtarzalny.

Bakchich: falafele, hummus, jajka z zaatarem, foul, jogurt z granatem i chlebek.


I herbata z kardamonem i zapomniałam czym jeszcze ;)

A ostatnie miejsce było prawidziwym gofrowo-pankejkowym królestwem, oboje z S. wybraliśmy duet banan+nutella, on na gofrze, ja na american pancakes i dawno się tak nie zasłodziłam!

Pancakes z nutellą i bananem.


Jedliśmy też oczywiście obiady...

American Pizza Slice


Raz skusiliśmy się na muffinki...


No i oczywiście piliśmy angielskie piwa!




W dzień wyjazdu zjedliśmy tosty na wrocławskim lotnisku:

Gate bar: tosty.

W poranek po powrocie wybraliśmy się do Central Cafe:

Central Cafe: jajka w koszulkach, frankfurterki, roszponka i bułeczka.

A dziś już śniadanie w domu.

Owsianka z rodzynkami i gruszką w syropie waniliowym.

Uff, koniec! :)