Zapomniałam zupełnie o tej potrawie, przypomniała mi wczorajsza rozmowa ze znajomymi, kiedy tematyka zeszła na Wioskę Kryszny ;)
Halava*, kawałek makowca.
Halava, a piece of poppy-seed cake.
*uprażona manna ugotowana na wodzie z miodem, sokiem z cytryny, rodzynkami, kardamonem i bananem.
Jak ktoś jest zainteresowany przepisem, to jest w zakładce 'Przepisy na wybrane śniadanka', na samym końcu. Robiłam ją jakieś 300 śniadań temu...;)
Nigdy nie prażyłam kaszy manny ^^ Ciekawe. Napewno wypróbuje.
OdpowiedzUsuńA ja porywam makowca, kocham go!
OdpowiedzUsuńjakie słodkie, pamiętam jak ją robiłaś - obiecałam sobie, że koniecznie taką zrobię i... zapomniałam, dzięki za przypomnienie:) i do tego makowiec:) dobry początek:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie robiłam, przepis ląduje w zakładkach! :)
OdpowiedzUsuńsame ciekawe rzeczy u Ciebie, jak dla mnie to makowiec jest najlepszy:D
OdpowiedzUsuńŁaaaał, pierwszy raz widzę ! Do zapamiętania koniecznie :D
OdpowiedzUsuń"300 śniadań temu" to jest dobra perspektywa w czasie:D A ta teoria równań różniczko... coś tam, to wiesz co? nie zwracaj na nią uwagi^^ :))
OdpowiedzUsuńzdecydowanie do wypróbowania :D
OdpowiedzUsuńBrzmi bosko. :D Jak najszybciej wypróbuję!
OdpowiedzUsuńnie jadłam, ale kuszące ;) i ten makowiec *-*
OdpowiedzUsuńOna na bank jest pycha, robię na dniach!
OdpowiedzUsuńciekawa ta halava, na pewno wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńWypróbuję w wolnej chwili. 300 śniadań temu brzmi jakby minęły od tamtego czasu wieki:)
OdpowiedzUsuńO właśnie coś kiedyś słyszałam, nie wiem nawet czy to nie u Ciebie :) Wygląda przepysznie, idealna konsystencja! A ten makowiec jakoś tak słodko na mnie patrzy :D
OdpowiedzUsuń